Moje artykuły z cyklu Porównania Ewangelii wywołały spodziewane reakcje apologetyczne oraz uzasadnione pytania o to, jak odnoszę się do typowych taktyk, służących „ujednoliceniu” czy „pogodzeniu ze sobą” ewangelicznych tekstów. Powstaje pytanie o to, czym są sprzeczności i kiedy można o nich mówić. Wywołało ten efekt zwłaszcza porównywanie czterech historii zmartwychwstania Jezusa – toteż w poniższym eseju będę się odnosił głównie do nich.
Niemniej mój komentarz pozostaje ważny dla innych porównań tekstów, jakie omawiałem lub zamierzam jeszcze omawiać. Chcę się tutaj odnieść do jednego, najczęściej i najchętniej używanego argumentu, którego używają zwolennicy zgodności Ewangelii.
Zagadnienie twardej sprzeczności.
Argument ten streszcza się w następującym twierdzeniu: jeśli jeden tekst formułuje zdanie p, a drugi tekst nie formułuje zdania nie-p, to nie można mówić o sprzeczności między nimi.
Innymi słowy: o ile jedna Ewangelia nie neguje explicite treści innej – koniecznie musi to być negacja bezpośrednia i jawna – to nie są one sprzeczne. Klasyczny przykład dotyczy tutaj odpowiedzi na pytanie: ile kobiet poszło do grobu Jezusa? Apologetyczna odpowiedź brzmi: wszystkie, o których mówią wszyscy Ewangeliści.
Przypomnijmy. Marek mówi o Marii Magdalenie, drugiej Marii i Salome. Mateusz – o Marii Magdalenie i drugiej Marii. Łukasz – o Marii Magdalenie, drugiej Marii i Joannie, oraz niejasno o „kobietach”, w domyśle jakichś innych niż te trzy. Jan pisze wyłącznie o Marii Magdalenie.
Twierdzenie apologetów jest takie: skoro Marek nie twierdzi explicite, że nie było tam również Joanny, to nie jest sprzeczne z jego Ewangelią twierdzenie, że Joanna tam była. I znowu: skoro Jan nie pisze explicite, że Magdalena poszła do grobu sama jedna, to nie jest sprzeczne z jego Ewangelią stwierdzenie, że miała ze sobą gromadkę koleżanek.
W innym miejscu, w wypadku aniołów, jest podobna sprawa. U Marka i Mateusza anioł jest jeden, u Łukasza i Jana dwóch. Argumentacja jest taka: dwóch aniołów zawiera w sobie jednego anioła, więc twierdzenie że był tam jeden anioł nie jest sprzeczne z tym, że obok niego stał również drugi!
Tego rodzaju twarda sprzeczność jest wielkim ułatwieniem dla wszelkiej maści apologetów z jednego prostego powodu: autorzy tekstów prawie nigdy nie piszą explicite o tym, co się nie stało. Zwłaszcza w takich krótkich formach jak ewangelie, gdzie dramatyczne sceny rozgrywają się w dwóch-trzech zdaniach. Nie sposób opisywać wszystkiego, co się nie stało! Użytkownicy tego „argumentu” korzystają więc z niego nagminnie.
Co więcej – technicznie rzecz biorąc, tzn. zakładając taką właśnie (wąską i hiper-precyzyjną) definicję sprzeczności, tzn. wyniesioną stricte z języka systemów logicznych, a nie języka naturalnego, dyskutanci mają rację. Rzeczywiście, jeśli zakładamy że sprzeczność występuje tylko wtedy, gdy zdanie p napotyka zdanie nie-p, to taka definicja będzie obowiązywała i w omawianych wypadkach sprzeczność nie wystąpi. Wówczas twierdzenie że do grobu poszły dwie kobiety i twierdzenie że do grobu poszły trzy kobiety, na papierze nie będzie ze sobą sprzeczne – ponieważ można stwierdzić, że „dwa zawiera się w trzech”.
Człowiek złośliwy mógłby oczywiście argumentować, że dwa nie jest równe trzem, więc zdanie „były ich dwie” ma swoje przeciwieństwo w postaci „były ich nie-dwie”, a ponieważ „trzy” spełnia definicję „nie-dwóch”, to sprzeczność jednak istnieje. To taka moja drobna uwaga techniczna.
Konsekwencje stosowania wyłącznie twardych sprzeczności.
Czy Ewangelie mówią, że Jezus nie był w Indiach? Nie mówią. Więc można twierdzić, że Jezus był w Indiach i będzie to niesprzeczne z tekstem Ewangelii.Czy można mówić, że gdy Marie szły do grobu, to słońce świeciło na zielono? Ewangelie nie mówią, że słońce nie świeciło na zielono, więc takie twierdzenie nie jest sprzeczne z Ewangeliami.
Mam nadzieję, że czytelnik dostrzega tu problem z założeniem, jakie przedstawiają apologeci. Używając tego typu tłumaczeń niespójności tekstów ewangelicznych otwieramy furtkę do tych właśnie dywagacji. Według tego poglądu w Ewangeliach, w życiu Jezusa, i w ogóle każdym tekście mogło zaistnieć cokolwiek, co nie jest wyraźnie zanegowane – a ponieważ teksty zazwyczaj nie negują wszystkich możliwych rzeczy, to wszystkie możliwe rzeczy mogły zaistnieć. Tym samym jest to droga donikąd.
Spodziewany argument jest oczywiście taki, że żadne inne teksty nie mówią, że Jezus był w Indiach ani że słońce świeciło na zielono, natomiast inne Ewangelie mówią o tej czy innej liczbie kobiet (albo aniołów) przy grobie. Argument ten byłby oczywiście trafny, gdyby nie to, że z góry zakłada on, że te teksty mówią o jednym i tym samym wydarzeniu (i usiłują na siłę, wszelkimi środkami, je ze sobą pogodzić), podczas gdy krytyka porównawcza analizuje teksty oddzielnie i dopiero po zbadaniu ich wzajemnych relacji (zgodności czy sprzeczności) może określić, na ile te opisy są ze sobą spójne, a tym samym potencjalnie wiarygodne.
Strategia godzenia sprzeczności.
Jest w Talmudzie Babilońskim ciekawe miejsce, pokazujące w jaki sposób funkcjonuje czasem religijna logika w stosunku do autorytatywnych tekstów:
Traktat Berachot 59a
Miszna: “…i nad burzami (ruhoth)”
Gemara: Czym są ruhoth? Abaye powiedział: To huragan.
Abaye również powiedział: Znamy tradycję, że huragan nigdy nie przychodzi w nocy. Ale widzimy, że rzeczywiście przychodzi, co zatem? Musiał rozpocząć się za dnia.
Abaye również powiedział: Znamy tradycję, że huragan nigdy nie trwa więcej niż dwie godziny, aby spełniły się słowa Pisma: “Po raz wtóry nie powstanie ucisk” (Nahum 1,8). Ale widzimy, że rzeczywiście był taki, który trwał [tak długo], co zatem? Musiał mieć chwilę przerwy w środku.
Mędrcy Talmudu są raczej znani z tego, że gotowi są „stawać na uszach”, aby tylko pogodzić najrozmaitsze sprzeczności, nawet takie, o których nam, zwykłym śmiertelnikom, nigdy by się nie śniło. Polecam choć krótką lekturę, aby przekonać się, jak działają takie strategie.
Widzimy tutaj, jak pewien autorytet religijny mówi, że huragan nie może trwać ponad dwie godziny. Wiemy, że są huragany, które trwają ponad dwie godziny. Więc, aby zachować spójność religii i obserwacji Talmud zakłada, że po dwóch godzinach huragan “ma przerwę”.
Ta przerwa może trwać milisekundę, ale “liczy się” na tyle, żeby uznać, że huragan się “skończył” i zaczął się… następny. Zatem technicznie nie ma sprzeczności między tym, że religijnie huragan trwa max 2 godziny i że obserwowane huragany trwają dłużej niż 2 godziny!
Logika jest tutaj bardzo podobna, jak w wypadku godzenia niespójnych narracji ewangelicznych. Celem jest zachowanie przekazu religijnego za wszelką cenę.
Działanie w codziennym życiu.
Załóżmy, że jestem kiepskim mężem. Kończę pracę, wracam do domu. Wieczorem żona zaczyna mnie przepytywać, co robiłem. Może lekko się zataczam. Może pachnę obcymi perfumami. Niemniej odpowiadam gładko:
– Żono, zapewniam cię, że wyszedłem z pracy, poszedłem prosto do domu, otworzyłem drzwi, zdjąłem płaszcz i zasiadłem przed telewizorem.
Tymczasem jestem też szczwanym logikiem. Rzeczywiście wyszedłem z pracy, poszedłem do domu, otworzyłem drzwi, zamknąłem drzwi, a potem odwróciłem się, poszedłem do pobliskiego baru, zabawiłem się, i dopiero później wróciłem do domu.
Sęk w tym, że nie ma sprzeczności miedzy tymi historiami. Technicznie rzecz biorąc, nie okłamałem żony! Powiedziałem najprawdziwszą prawdę – tyle że pomiędzy jednym zdaniem a drugim, w miejscu przecinka, kryła się zupełnie inna historia, ta, którą celowo ukryłem, chroniąc się przed prawdą.
Załóżmy, że żona to odkryła, i wypytuje mnie nadal. Odpowiadam więc:
– Spędziłem jedną godzinę w barze, wypiłem jedno małe piwo i wróciłem do domu.
Jednak ja wiem, że spędziłem w barze trzy godziny. I piłem wtedy dużo. Jednak używając apologetycznych argumentów tłumaczę tak: spędziłem w barze trzy godziny, i jedna godzina zawiera się w trzech. Więc mówiąc żonie, że byłem tam przez godzinę, nie kłamię! W końcu nie powiedziałem, że byłem “tylko jedną” godzinę – byłem tam przez jedną godzinę, potem drugą i trzecią. Proste.
Dokładnie ta sama logika dotyczy piwa: mogłem wypić i dziesięć litrów, i poprawić czymś mocniejszym, ale technicznie rzecz biorąc w ramach tego „wypiłem jedno małe piwo”. Nie powiedziałem, że nie wypiłem nic więcej – więc nie ma sprzeczności, nie ma kłamstwa, jestem czysty!
Niech czytelnik teraz sam sobie odpowie na pytanie: czy tego rodzaju “techniczna prawda” nie jest również rodzajem oszustwa? Czy choć część z nas nie jest skłonna określić tego czynu jako kłamstwa, nawet jeśli na papierze, i zgodnie z logiką, nim nie jest?
I tu dochodzimy do clou sprawy: twierdzę, że w tekstach liczy się bardziej to, co jest, niż to, czego nie ma.
Intencje autorów.
Wychodzę z założenia, że kiedy analizujemy tekst – Ewangelii czy jakikolwiek inny – musimy go traktować jako jedną zamkniętą całość, tak, jak został napisany. Liczy się to, co autor opisuje, i co chce nam przekazać. Zakładam, że tekst powstał w określonym celu i usiłuje wyrazić konkretną myśl. Rzecz jasna, może odnosić się do innych tekstów – na przykład Ewangelia, stosując aluzje do Starego Testamentu. Odniesienie może też być negatywne – ewangelista może chcieć „poprawić” cudzą narrację, opisując rzeczy tak, jak on uważa za stosowne. Tak czy inaczej, interesują nas rzeczy, które w tekście są, a nie te, których nie ma.
Jan pisze, że do grobu poszła Magdalena. To ona widziała Jezusa, i tylko ona z nim rozmawiała, i tylko ona poszła powiadomić uczniów. W narracji nie pojawia się nigdzie liczba mnoga, które mogłaby sugerować więcej kobiet. Dlatego jako czytelnik mam zero powodów, aby sądzić, że (według Jana) były z nią inne kobiety. W narracji Jana jest tylko jedna Magdalena, nie ma innych. To mnie interesuje, i to jest w ramach tego utworu faktem.
Jeśli natomiast spotykam w innej Ewangelii opis, jakoby kobiet było więcej, to mogę się oczywiście zastanawiać, czemu tam jest ich więcej, a tutaj jest ich mniej. To pozwala mi na badanie potencjalnej intertekstualności między Ewangeliami: wyszukiwanie ich ewentualnych powiązań, zależności i wzajemnej krytyki. Sensownie jest pytanie: czemu Jan tych kobiet nie opisał? Czemu tu anioł jest jeden, a tam dwóch? Czy autor wiedział o historii innego autora? Czy chciał ją skomentować? Czemu pominął ten element, a opisał taki? Jeśli założymy, że Jan wiedział, że kobiet było więcej, czemu o nich nie wspomniał? Zapomniał? Nie lubił ich? Zrobił to dla celów dramatycznych? Innym autorom to nie przeszkadzało, więc czemu przeszkadza jemu? Czy możemy się tego domyślać? I tak dalej…
Punktem wyjścia jest zatem oddzielna narracja każdego ewangelisty: porównuję to, co jest, i nazywam sprzeczność wtedy, gdy to, co jest w jednym tekście, jest zauważalnie różne od tego , co jest w drugim.
Można w tym miejscu oczywiście zgłosić taką uwagę, że wobec tego powinienem mówić raczej o różnicach, a nie o sprzecznościach. I będzie to sensowna uwaga.
Jak napisałem wyżej, zależy to od przyjętej definicji sprzeczności. Ta logiczna, „oficjalna” jest faktycznie po stronie apologetów… Jednak można dyskutować nad tym, czy obecność dwóch kobiet nie jest logiczną sprzecznością z obecnością trzech kobiet, a obecność jednego anioła – sprzecznością z obecnością dwóch? Wyżej przedstawiłem argument, że jednak jest.
Uważam, że jest to niebezpieczny moment, w którym język logiki przecina się z językiem naturalnym. Z tego przenikania wynikają problemy. Moja historyjka o tym, że wróciłem z pracy do domu jest teoretycznie niesprzeczna z moim wypadem do baru – ale w praktyce jednak jest. Sprzeczność ta nie wynika z konstrukcji słów, ale z zupełnie różnych obrazów rzeczywistości, jakie kreuje moja wymówka do żony oraz to, co się naprawdę wydarzyło. Forsowanie, jakoby to była odpowiedzialność żony, że nie żądała ode mnie 100% mikroskopijnej precyzji w formułowaniu zdania, jest próbą zwyczajnego oszustwa.
To z kolei prowadzi do oddzielnego zarzutu: wobec cudzych argumentów taka apologetyka jest bezlitosna i żąda twardych zasad logicznych, a dla swoich – przymyka oko na wyginanie zasad i wpuszczanie języka naturalnego do dyskusji. Obwieszcza, że skoro oponent nie jest w stanie pokazać explicite zdania nie-p, to p zachowuje ważność; natomiast własne nieścisłości potrafi wybaczyć, zbywając je twierdzeniem „jeden zawiera się w dwóch”. Gdyby stosować te same zasady, nie sposób byłoby zaprzeczyć, że 1 nie jest równe 2, więc zdanie „był jeden anioł” jest sprzeczne ze zdaniem „było dwóch aniołów”, bo „dwóch” zawiera się w „nie-jeden”.
Podsumowanie.
W tym krótkim eseju chciałem odnieść się do typu argumentów, jakie często padają ze strony obrońców całkowitej spójności czterech Ewangelii. Z mojej perspektywy, którą również wyłożyłem, takie postrzeganie jest niemożliwe. Każdy tekst traktuję oddzielnie – nie jako „jeden z wielu raportów o tym samym wydarzeniu”, jak to się usiłuje przedstawiać.
Ewangelie, czytane oddzielnie, po prostu opowiadają różne historie, kreślą inne obrazy, wprowadzają innych bohaterów. Chęć ich ujednolicenia mąci czytelnikowi w głowie, bo szuka on teraz sposobu na pogodzenie tego, co czyta, z innymi tekstami, zamiast skupić się na samym czytaniu. W ten sposób depcze również intencje każdego z autorów, rozpuszcza jego charakterystyczne cechy i zamiary w wygładzonej, zhomogenizowanej mgławicy. W gruncie rzeczy: tworzy osobny tekst, „piątą ewangelię”, luźno sklejając elementy czterech pozostałych.
Ostatecznie – można w to wierzyć! Są zapewne też ludzie, którzy za talmudycznym mędrcem naprawdę wierzą, że huragany robią sobie przerwę na kawę co dwie godziny!