Interpretując esseńczyków u Pliniusza
Pliniusz Starszy (23-79 n.e.), Gaius Plinius Secundus, był pod wieloma względami inną postacią niż Filon. Urodzony w zamożnej rodzinie ekwickiej, stał się klasycznym przykładem ekwickiej aktywności i osiągnięć. Był wyuczony i praktykował prawo, ale także spędził wiele lat w różnych stopniach wojskowych i na wysokich stanowiskach politycznych dla ludzi ze swojej klasy, kończąc życie jako dowódca floty w Misenum nad Zatoką Neapolitańską. Zginął podczas badania erupcji Wezuwiusza i próby ratowania rodziny przyjaciela. W wolnym czasie Pliniusz napisał 102 księgi (w większości zaginione) na wszystkie tematy, od gramatyki i retoryki po historię wojskowości. Jego najbardziej znanym dziełem jest 36-tomowa (plus wstępne streszczenie i prolog) Historia naturalna.
We wstępie do tej encyklopedii ludzi, miejsc i naturalnego środowiska rzymskiego świata Pliniusz mówi, że jego proste przedstawienie faktów i liczb nie jest zbyt greckie, ale docenią to Rzymianie, którzy cenią prawdę nad przyjemny język (pr. 24-28). Niemniej jednak, aby ożywić listę słów obcych, zwróci szczególną uwagę na te cudowne i groteskowe, dziwne i cudowne (1.7; 3.2). Pliniusz wspomina o esseńczykach właśnie z tego powodu: opisując miejsca Judei, zatrzymuje się na esseńczykach, bo są niesamowici. Nie dzieje się tak jednak z powodu ich wielkiej cnoty. W przeciwieństwie do judejskich pisarzy Filona i Józefa Flawiusza, Pliniusz wspomina esseńczyków, by się z nich naśmiewać. Są niezwykli, ponieważ porzucają energiczne życie, które Pliniusz oczywiście tak bardzo ceni, zmęczeni życiem i nie mogąc znieść „trudu i upadków”. Porzucają miasta, przyjemności, a zwłaszcza kobiety. Niesamowitą rzeczą w nich jest to, że nadal się rozmnażają, nie poprzez prokreację, ale dlatego, że tak wielu bezsilnych mężczyzn wciąż do nich dołącza. Pliniusz solidnie się śmieje wraz ze swoją publicznością.
Pliniusz przybył do Judei z Egiptu, z zachodu. Po wymienieniu wszelkiego rodzaju nazw miejsc, porusza się w górę miast na wybrzeżu, potem przypadkowo wymienia różne miejsca w głębi lądu, a następnie skupia się na głównych zbiornikach wodnych z północy na południe: Jeziorze Genesar (Morze Galilejskie), rzece Jordan, i Jezioro Asfaltytes (Morze Martwe). Ta geografia jest w całości związana ze sprawami politycznymi. Dobry przyjaciel Flawiuszów, Wespazjana i Tytusa (dzieło dedykuje Tytusowi), którzy niedawno zniszczyli Judeę i Jerozolimę, beztrosko przedstawia geografię jako zstąpienie w krainę ruiny i śmierci.
Metoda Pliniusza polega na obejściu każdego z dwóch jezior zgodnie z ruchem wskazówek zegara: najpierw od północy, wschodu, południa i kończąc na zachodzie. Rzeka Jordan, pełna życiodajnych właściwości, pochodzi z górskiego źródła (5,71). Pliniusz obdarza rzekę ludzkimi emocjami, zgodnie ze swoim stoicko-panteistycznym światopoglądem: waha się i wije na lewo i prawo, bo nie chce być pochłonięta przez cuchnące, śmierdzące jezioro śmierci, które charakteryzuje Judeę, którą gdzie indziej nazywa Jeziorem Judejskim (2,226; 7,65). Więc najpierw Jordan spłaszcza się jako Morze Galilejskie, dając życie społecznościom wymienionym po obu stronach. Ale potem musi trafić do Jeziora Asfaltytes, którego jedynym produktem jest bitum [tj. asfalt] i na którego powierzchi unoszą się martwe zwłoki zwierząt. Pliniusz ponownie bada ważne miejsca wokół Morza w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara: Arabię słynnych Nomadów na wschodzie, słynną (zniszczoną) fortecę i gorące źródła rzekomo na południu. Następnie (5.73):
Na stronie zachodniej mieszkają, tak daleko od brzegów, aby nie wyrządzać nikomu szkody, essenowie, lud samotny i różniący się od wszystkich innych ludów na świecie. Bez kobiet, zrzekłszy się związków miłosnych, bez pieniędzy, żyje w towarzystwie palm. Towarzystwo ich jest zawsze równe, odradza się ciągle przez przybyszów, albowiem wielu tu przybywa takich, co sprzykrzywszy sobie życie i pędzeni burzą losu, obyczaje ich przyjmują. Tak przez tysiące wieków (rzecz do wiary niepodobna) utrzymuje się naród, w którym się nikt nie rodzi. Tak dla nich płodnem jest obrzydzenie życia innych.
To głównie chce powiedzieć Pliniusz o esseńczykach. Fragment ten wypełniony jest łacińskimi frazami charakterystycznymi dla jego stylu, ale najwyraźniej opisuje on tę samą grupę, co Filon, tyle że z zupełnie innej, sarkastycznej perspektywy. Zamiast podziwiać esseńczyków, uważa ich za ciekawostkę. To bardzo nierzymskie z ich strony, aby uważać życie polityczne, handlowe i rodzinne za tak uciążliwe, że uciekają w odosobnienie!
Niniejsza notatka jest cenna jako niezależne poświadczenie grupy Filona. Ale uczeni docenili to głównie ze względu na koniec tego fragmentu, kiedy Pliniusz opuszcza swój opis esseńczyków i wznawia swoje badania geograficzne:
Za nimi leżało niegdyś miasto En Gedi (infra hos Engada oppidum fuit), drugie po Jerozolimie co do plodności pól i palmowych gajów; teraz jest także stosem gruzów. Stąd przybywa się do Masady (inde Masada), zamku na skale, blisko jeziora asfaltyckiego. Tyle o Judei.
Ten opis nie przedstawia żadnych niespodzianek. Chociaż Pliniusz wymienia wiele miejsc w regionie, nie sugeruje, że esseńczycy zajmowali konkretne „miasto esseńskie”. Wręcz przeciwnie, z jego relacji wynika, że tak jak koczownicy mieszkają na wschód od jeziora w Arabii, tak esseńczycy są w głębi lądu po zachodniej stronie. Nomadzi słynęli z wędrownego trybu życia, a Pliniusz wspomina o nich w różnych miejscach (np. Numidia została od nich nazwana w 5.22). Odpowiednio, po zachodniej stronie, z dala od cuchnących zapachów słynnego jeziora, tj. na wzgórzach judejskich, można znaleźć esseńczyków. Kontrastuje z Masadą, która znajduje się dość blisko jeziora. Jego przesadny humor, że zamiast kobiet mają tylko palmy, pasuje do twierdzenia Filona, że esseńczycy unikają moralnych zagrożeń życia w mieście. Kiedy Pliniusz wspomina, że En Gedi (zrujnowane w czasie wojny) znajdowało się poniżej esseńczyków i że Masada, ostatni punkt jego trasy, wyznacza granicę Judei, wspomina o punktach odniesienia, które są znane jego czytelnikom.
Ponieważ interpretacja uwag geograficznych Pliniusza stanie się głównym argumentem za połączeniem jego esseńczyków z Qumran, musimy się tutaj zatrzymać, aby wyjaśnić jego znaczenie. Starożytni autorzy greccy, łacińscy i hebrajscy mieli określenia dla punktów kompasu (północ, południe, wschód, zachód). Chociaż my, z wysoce kultywowaną „mentalnością mapową”, często używamy „powyżej, poniżej” w odniesieniu do północy i południa, oni – bez naszych map i założeń – używali „powyżej, poniżej” na określenie wzniesień. „Powyżej” oznaczało „wyższy niż”, na wzgórzach, jeśli kontekst jest topograficzny; „poniżej” oznaczało dosłownie „niższe niż”. To, że Pliniusz był tak rozumiany w starożytności, potwierdza jeden z jego wczesnych interpretatorów.
Półtora wieku po tym, jak napisał Pliniusz, C. Julius Solinus postanowił przeszukać jego dzieła pod kątem wszystkich najciekawszych fragmentów: cudów, które Pliniusz dołączył, aby urozmaicić swoją dość męczącą relację o obcych miejscach i procesach naturalnych. Nie wspominając, że Pliniusz był jego źródłem, Solinus stworzył znacznie bardziej zwartą i interesującą Kolekcję rzeczy niezwykłych. Rozwinął temat bardzo różnych akwenó Judei jako cudownych, szybko zmieniających się ze świeżych i życiodajnych w martwe i paskudne. Ale pominął zgodny z ruchem wskazówek zegara ruch wokół jezior, aby uwzględnić informacje prawdopodobnie pochodzące od Józefa Flawiusza (Wojna 4.483–85) o boskim zniszczeniu Sodomy i Gomory oraz o owocu, który wygląda jak jabłko, ale zamienia się w pył. Zauważalnie porzucił szyderczy ton Pliniusza, nawet opisując tę samą grupę (35):
Wewnętrzne części Judei (interiora Iudaeae), skierowane na zachód, zajmują esseńczycy. […] Nie ma tam żadnej kobiety: całkowicie zrezygnowali ze współżycia seksualnego. Nie uznają pieniędzy. Żyją dzięki palmom. Nikt się tam nie rodzi, a jednak nie brakuje mężczyzn. Samo miejsce poświęcone jest czystości. Może tam przybyć wielu z różnych narodów, ale nikt nie zostanie przyjęty, jeśli nie będzie dążył do cnoty czystości i niewinności. […] Tak więc, niezwykłe to mówić, pomimo upływu długich wieków, mimo że poród tam ustał, to wieczne plemię jest wieczne! Miasto En Gedi znajdowało się kiedyś poniżej esseńczyków (infra Essenos fuit), choć teraz jest całkowicie zniszczone. Ale jego chwała trwa nadal, nie umniejszona ani przez czas, ani przez wojnę, w słynnych lasach i wspaniałych gajach palmowych. Granicą Judei jest twierdza Masada (Iudaeae termins Massada castellum).
Ta wczesna parafraza potwierdza ważne punkty. Po pierwsze, Solinus rozumiał, że Pliniusz umieścił Esseńczyków w różnych miejscach na zachód od Morza Martwego. Po drugie, rozumie, że krótka uwaga Pliniusza inde Masada nie wskazuje na linię biegnącą z północy na południe, biorąc pod uwagę, że Pliniusz w oczywisty sposób zbliża się ze wschodu i południa, ale raczej ma na myśli, że„ostatnie miejsce, o którym należy wspomnieć w Judei”, to Masada, którą zamyka swoją dyskusję na temat Judei, zanim on (Pliniusz, a następnie Solinus) uda się do Dekapolu.
Przed odkryciami w Qumran (od 1947 r.) uczeni rozumieli opis Pliniusza w taki sam sposób, jak Solinus, jako dość niejasną wskazówkę dotyczącą osadnictwa na wyżynach powyżej En Gedi. Jeśli już, to niepotrzebnie skupiali się na wysokościach tuż nad En Gedi. Tak więc historyk Emil Schürer w swoim słynnym Podręczniku historii Judei I wieku musiał przypomnieć kolegom, że w świetle bardziej kompetentnej lokalizacji esseńczyków w całej Judei przez Filona i Flawiusza: „powinniśmy się mylić, gdybyśmy, według opisu Pliniusza, szukali ich wyłącznie na pustyni Engedi nad Morzem Martwym” (1901, na podst. angielskiego tłumaczenia). Innymi słowy, szeroki schemat geograficzny Pliniusza jest zgodny z obrazem Filona i Józefa. Po odkryciach z Qumran interpretacje Pliniusza przez uczonych uległy radykalnej zmianie, a zmiana ta stanowi problem metodologiczny (poniżej).
Interpretując esseńczyków u Józefa Flawiusza
Chociaż rodzina Flawiusza nie była jedną z trzech lub czterech rodzin, z których wywodzili się arcykapłani w Jerozolimie, była z nimi blisko i stanowiła część jerozolimskiego establishmentu. Jest to jasne pomimo jego przesadnych przechwałek o swoim pochodzeniu (Życie 1–6). Urodzony w 37 roku n.e. otrzymał doskonałe wykształcenie zarówno w literaturze hebrajskiej, jak i greckiej, przypuszczalnie mówiąc po aramejsku w sytuacjach codziennych. Kiedy miał zaledwie 26 lat, władze Jerozolimy poprosiły go, aby udał się do Rzymu, aby się przekonać, czy może uwolnić trzech kapłanów przetrzymywanych przez Nerona. Udało mu się. Przywódcy musieli zaufać jego umiejętnościom dyplomatycznym i komunikacyjnym. W kilka lat po powrocie z Rzymu wysłali go na północ do Galilei — kolejny znak wysokiej pozycji w wieku zaledwie 30 lat.
Niezwykła kariera Flawiusza, włącznie z tym to, co wydarzyło się w Galilei i później, jest zbyt skomplikowana, by opisywać ją tutaj, i nie dotyczy szczegółowo naszego pytania. Najważniejsze jest to, że po wojnie udał się do Rzymu jako wolny człowiek po dwóch latach w rzymskiej niewoli i tam poświęcił większą część drugiej połowy swojego życia na pisanie. Wyprodukował trzydzieści ksiąg po grecku: siedem o Wojnie Judejskiej, dwadzieścia o historii Judy od stworzenia do wojny (Starożytności), jeden tom autobiografii (skupiający się na jego czasach w Galilei) oraz dwutomowy esej poświęcony starożytności i cnotom ludu judejskiego (Przeciwko Apionowi).
Józef Flawiusz czyni trzynaście odniesień do esseńczyków, zwykle z podziwem, a nawet zachwytem. Jego opisy są trojakiego rodzaju: poszczególni esseńczycy, z którymi konsultowali się Hasmonejczycy i król Herod, z których większość to nauczyciele w Jerozolimie (Wojna 1.78, 213; 2.567, 311; Starożytności. 15.373-78; 17.346); unikatowe zgrupowanie faryzeuszy i saduceuszy z esseńczykami w celu stworzenia obrazu trzech „szkoł filozoficznych” Żydów porównywalnych z greckimi stoikami, pitagorejczykami i im podobnymi (Wojna 2.119; Starożytności 13.171, 298; 18.11; Autobiografia 10); oraz pełniejsze opisy życia i myśli esseńczyków (Wojna 2.120-161; Starożytności 18.18) Brakuje nam miejsca, aby przepracować to wszystko, dlatego skupimy się na tym, co uważał za swoje główne stwierdzenie na ich temat, zawarte w: Wojna 2.120–161. Po opisaniu nieuczciwego judejskiego nauczyciela imieniem Judasz (nazywając go „sofistą” z własnym szkoły), który działał w 6 roku n.e., przerywa narrację historyczną, aby wyjaśnić, że Judea ma trzy tradycyjne szkoły: faryzeuszy, saduceuszy i esseńczyków, ale potem przechodzi do szczegółowego opisu samych esseńczyków (2.120–161), powracając dopiero na końcu do faryzeuszy i saduceuszy w kilku zdaniach. Czytelnik nie może oprzeć się wrażeniu, że Józef faworyzuje esseńczyków, a przynajmniej, że chce ich promować przed swoimi rzymskimi czytelnikami.
Tendencja Flawiusza do łączenia w pary faryzeuszy i saduceuszy (Wojna 2.162–166 i Starożytności 13.294, 297) oraz wzmianki o samych esseńczykach, w porównaniu z nowotestamentlnym oraz rabinicznym parowaniem faryzeuszy i saduceuszy zaniedbującym esseńczyków, wraz z dyskusjami Filona i Pliniusza na temat esseńczyków, ale nie faryzeuszy ani saduceuszy, sugeruje, że „trzy szkoły” Flawiusza nie były czymś oczywistym, ale raczej jego pomysłową konstrukcją, aby zaimponować słuchaczom schludnym obrazem rzeczywistości. Tak, jakby ktoś opisujący brytyjską politykę powiedział, że istnieją trzy znaczące partie: Konserwatyści, Partia Pracy, plus… ktokolwiek z Kościoła, związków zawodowych, lordów czy wielkiego biznesu. Inni obserwatorzy sceny brytyjskiej prawdopodobnie wymieniliby dwa pierwsze, ale nie trzecią, która jest innego rodzaju.
Nawet główny opis esseńczyków przedstawiony przez Józefa jest zbyt długi, by zacytować go w całości, ale najpierw przedstawię przegląd, a następnie kilka przykładowych fragmentów, aby posmakować tonu Józefa. Moim głównym punktem w tym przeglądzie, który może pomóc czytelnikom wyobrazić sobie treść fragmentu, jest to, że Józef Flawiusz naprawdę lubi to, co uczeni nazywają „kompozycją pierścieniową”. Oznacza to konstruowanie tekstu, czy to na poziomie mikro, średnim, czy też całości, w koncentrycznych kręgach. Współcześni eseiści często stosują tę samą technikę: zacznij od pewnej obserwacji lub ciekawości, przejdź od tego miejsca do sedna swojej argumentacji, a następnie stopniowo wycofuj się z niej, aż zakończysz przypomnieniem punktu wyjścia. W świecie starożytnym technikę tę można było znaleźć w tekstach tak różnorodnych, jak epos homerycki, tragedia i historia (np. w pięciotomowych rozdziałach Liwiusza). Zaspokajała ona typowo grecką troskę o symetrię. Ale we wszystkich czasach i miejscach takie techniki wspomagają komunikację, zapewniając czytelników, że autor nie zgubi ich w dżungli, ale zręcznie ich przeprowadzi: oto jadą razem na wycieczkę do nieznanego centrum, ale wrócą bezpiecznie do punktu wyjścia — i nie pozwoli im na znalezienie własnej drogi do domu.
Józef Flawiusz wyraźnie mówi na początku Starożytności (1.7), że skomponował Wojnę w taki sposób, aby początek pasował do zakończenia, i tak jest w rzeczywistości. Na przykład pierwsze wersety narracji (1.31–32) odnoszą się do świątyni zbudowanej w Egipcie, do której Flawiusz mówi, że powróci. Wraca do niej dopiero pod koniec pracy (7.420-426). Tragiczna historia rozwija się w kluczowym fragmencie w środku środkowego tomu (4.305-365), gdzie naczelni kapłani Jerozolimy są mordowani, a władzę przejmują „tyrani”, po czym wszystko pogrąża się w chaosie. Ta koncentryczna struktura nie jest tym samym, co dramatyczna, która osiąga punkt kulminacyjny wraz z upadkiem Jerozolimy pod koniec księgi 6. Ma raczej charakter tragiczny, w którym wszelkiego rodzaju dobre intencje i domniemana znajomość wszystkiego prowadzi w kierunku centralnego momentu odkrycia lub urzeczywistnienia rzeczywistości, dla odbiorców dzieła, ale także dla postaci w opowieści: łuski opadają im z oczu i zaczyna się horror.
Te refleksje nad kunsztem Józefa pomagają nam przyjrzeć się jego portretowi esseńczyków, który na średnim poziomie ma koncentryczną strukturę. W ten sposób otwiera i zamyka odniesienia do esseńczyków odniesieniami do faryzeuszy i saduceuszy, których nie ma w głównym opisie. W jednym kroku od początku i od końca Józef omawia kobiety i dzieci, których również nie ma w obszernej relacji między tymi punktami. Na następnym przystanku jego opis esseńczyków jako „gardzących” bogactwem, własnością prywatną i przyjemnościami (2.122) zgadza się z jego późniejszym twierdzeniem, że są oni gardzicielami (to samo rzadkie słowo) cierpienia i śmierci. Następnie (2.123) mówi o wyborze liderów, do czego wraca w drodze powrotnej w 2.150. Wciąż zmierzając w stronę centrum, przedstawia ich pobożność, która traktuje Słońce jak Boga i każdego ranka powoduje, że modlą się, aby wstało (2.128), a w drodze powrotnej opisuje ich sposób zakrywania się podczas wypróżniania się do dziur, które każdy człowiek wykopuje, aby nie urazić promieni Bożych (2.148). W końcu docieramy do centrum, które jest wyraźnie oznaczone dwoma rzadkimi greckimi związkami: jak ludzie są „włączani” do tej grupy (jak się dołączają) i jak są „wyłączani” (wyrzucani). A pomiędzy tymi dwoma flagami znajduje się dwanaście przysiąg, które muszą złożyć wtajemniczeni, które podsumowują całą esseńską pobożność.
Zauważmy, że pierwsze dwie — zachowanie pobożności wobec bóstwa i sprawiedliwości wobec ludzi — to najbardziej charakterystyczna para cnót Józefa Flawiusza, którymi charakteryzuje każdego, od królów izraelskich po buntowników judejskich (którzy zawodzą w obu przypadkach) i Jana Chrzciciela. (który uosabia obie). Podobnie jak Filon i Pliniusz, Józef wyraźnie poznał esseńczyków i dostosował ich do swoich celów literackich. Staje się to jasne po porównaniu jego esseńczyków z jego omówieniem ogólnych cnót judejskich w Apionie (np. 2.145–146, 293–294), które są uderzająco podobne do cnót esseńskich. W szczególności wielokrotnie nazywa esseńczyków tagmą, słowem, którego inaczej używa głównie w odniesieniu do rzymskiego legionu. To twardzi ludzie, którzy śmieją się ze śmierci i agonii, tak jak wszyscy Judejczycy – jeden z głównych tematów jego wojny judejskiej. Ale charakterystyczne użycie esseńczyków przez Józefa nie oznacza, że bardzo różnią się oni od grupy Filona czy Pliniusza. Oto reprezentatywne fragmenty:
Od przyjemności zmysłowych odwracają się jak od występku, a wstrzemięźliwość i panowanie nad sobą uważają za cnotę. Małżeństwo jest przez nich nisko szacowane, lecz przyjmują cudze dzieci jeszcze w wieku podatnym do nauki, traktują je jak swoich krewnych i kształtują podług swoich zasad. Nie odrzucają w ogóle małżeństwa i zapewnienia sobie przez nie potomstwa, lecz obawiają się rozwiązłości kobiet, przekonani, że żadna nie dochowuje wierności jednemu mężczyźnie.
Nie osiedlają się w jednym mieście, lecz w każdym mieszka ich wielu. Przychodzącym skądinąd członkom sekty pozwalają korzystać z całego swojego dobytku, jakby był ich własnością, i wstępują do ludzi, których nigdy przedtem nie widzieli, jakby byli najbardziej zażyłymi przyjaciółmi. Dlatego też udając się w podróż w ogóle niczego z sobą nie zabierają oprócz oręża dla obrony przed rozbójnikami. W każdym mieście wyznacza się w zakonie dla gości osobnego opiekuna, który zaopatruje ich w szaty i żywność. Z ubioru i postawy podobni są do dzieci, które wychowawcy trzymają w surowym rygorze. Nie zmieniają szat ani sandałów, dopóki nie ulegną zupełnemu zniszczeniu lub nie zużyją się z biegiem czasu. (…)
W ogóle we wszystkich sprawach nie czynią niczego bez rozkazu przełożonych. Jedynie dwie rzeczy pozostawiają ich swobodnemu uznaniu: niesienie pomocy i okazywanie miłosierdzia. Spieszyć bowiem z pomocą tym, co są tego godni i znajdują się w potrzebie, wolno członkom według swojej woli, a tak samo dostarczać żywności tym, którzy jej nie mają. Obdarzanie krewnych bez zgody zarządców nie jest dozwolone. Gniew miarkują słusznością, nie dają się ponosić uczuciom, są szermierzami wierności i orędownika mi pokoju. Wszystko, co mówią, ma u nich większe znaczenie niż przysięga. Nie uznają bowiem przysięgania, poczytując je za rzecz gorszą od krzywoprzysięstwa: komu bowiem nie daje się wiary bez świadczenia się Bogiem, ten sam wydaje na siebie wyrok. (…)
Ubiegający się o przyjęcie do sekty nie mają od razu wstępu do niej, lecz kandydatowi, pozostającemu jeszcze przez cały rok poza wspólnotą, każą prowadzić ten sam tryb życia, obdarzając go toporkiem, wspomnianą wyżej przepaską biodrową i białą szatą. Jeśli w tym czasie dowiedzie panowania nad sobą, bardziej już zbliża się do ich sposobu życia, a mianowicie wolno mu uczestniczyć w obmyciach rytualnych czystszą wodą, ale jeszcze nie dopuszcza się do udziału we wspólnym życiu. Bo jeśli złoży taki dowód swojej stałości, jeszcze przez dwa lata wystawia się jego charakter na próbę i dopiero wtedy, gdy okaże się godny, może być przyjęty do wspólnoty. Zanim jednak wolno mu będzie tknąć wspólnych potraw, musi złożyć straszne przysięgi, mianowicie że najpierw Bogu będzie cześć oddawać, następnie w postępowaniu z ludźmi kierować się słusznością i ani z własnej woli, ani z cudzego nakazu nikomu nie wyrządzać krzywdy, zawsze mieć ludzi występnych w nienawiści i stawać w obronie sprawiedliwych, zawsze i wszystkim dochowywać wierności, a szczególnie zwierzchnikom88, albowiem nikt władzy nie osiąga bez woli Bożej; jeśli zaś miałby innymi rządzić, nie nadużywać swego stanowiska i ani odzieżą, ani większą liczbą odznak nie wynosić się nad poddanych, zawsze prawdę miłować i starać się demaskować kłamców; zachować ręce nie splamione kradzieżą, a duszę nieuczciwym zyskiem i ani niczego przed członkami sekty nie ukrywać, ani czegokolwiek z ich spraw innym nie zdradzać, choćby nawet za to wypadło wśród tortur śmierć ponieść. Nadto jeszcze przysięgał, że nikomu nie będzie zasad inaczej przekazywał, niż je otrzymał, będzie powstrzymywał się od rabunków, a własne księgi sekty, tak jak i imiona aniołów, troskliwie przechowywał. Takimi przysięgami ubezpieczają się przed niewiernością nowo wstępujących.
Tych, którym dowiodą poważniejszych przewinień, usuwają z zakonu. Taki zaś wykluczony członek częstokroć znajduje wielce żałosny koniec. Związany bowiem przysięgami i wpojonymi zasadami nie może przyjmować od obcych żadnej strawy i żywiąc się tylko zielem, umiera wycieńczony głodem. Dlatego też esseńczycy, litując się nad losem takich ludzi, znajdujących się w stanie ostatecznego wyczerpania, wielu z nich przyjęli z powrotem uważając, że męki, które doprowadziły ich do progu śmierci, stanowiły dostateczną karę za ich wykroczenia.
Przy rozpatrywaniu spraw odznaczają się niezwykłą skrupulatnością i sprawiedliwością, sądy zaś sprawują, jeśli zbierze się ich nie mniej niż stu. Orzeczenia ich są nieodwołalne. Po Bogu w największym poszanowaniu mają imię prawodawcy, a tego, kto by bluźnił przeciwko niemu, karzą śmiercią. Okazywanie posłuszeństwa starszym lub woli większości uważają za rzecz chwalebną. I tak, kiedy dziesięciu siedzi obok siebie, nikt nie mógłby zabrać głosu wbrew życzeniu dziewięciu. Uważają, aby nie pluć pośród zebranych lub od siebie na prawą stronę i ściślej niż wszyscy Żydzi przestrzegają tego, aby powstrzymać się w siódmym dniu od pracy. Nie tylko bowiem przygotowują sobie pożywienie na dzień naprzód, aby w tym czasie nie rozpalać ognia, ale nawet nie ośmielają się przenosić sprzętu na inne miejsce lub iść z potrzebą. W innych dniach wykopują motyczką — czymś takim jak ów toporek, którym obdarzają nowo wstępujących członków — dołek na jedną stopę głęboki i wypróżniają się, zarzuciwszy dookoła płaszcz, aby nie obrazić promieni Bożych. Potem dołek zasypują wykopaną ziemią. Dla spełnienia tej potrzeby wyszukują sobie miejsca bardziej ustronne. Chociaż wydzielanie odchodów jest czynnością przyrodzoną, mają zwyczaj po tym obmywać się, jakby byli nieczystymi.
Dzielą się wedle czasu trwania ich nabożnego ćwiczenia na cztery grupy i młodzi członkowie tak dalece stoją niżej od starszych, że ci ostatni, gdy dotkną się ich, obmywają się, jakby się stykali z ludźmi z obcego plemienia. Żyją do późnej starości, tak że przeważnie osiągają wiek ponad sto lat, a zawdzięczają to, jak sądzę, prostemu i regularnemu sposobowi życia. Pogardzają przeciwnościami, cierpienia przezwyciężają mocą ducha, a śmierć, jeśli jest połączona ze sławą, uważają za lepszą od najdłuższego życia. Wojna z Rzymianami wystawiła ich charaktery na wszelkie możliwe próby, kiedy to ich przypiekano, skręcano, na kole rozciągano, łamano i kazano doświadczać wszelkich narzędzi tortur, aby bądź wyrzekli jakieś bluźnierstwo, bądź spożyli coś niedozwolonego. Wszystko to wytrzymali nie tylko nie plamiąc się ani jednym, ani drugim czynem, lecz nawet nie płaszcząc się przed swoimi dręczycielami ani łez nie roniąc. Z uśmiechem przyjmowali cierpienia i drwiąc ze swoich oprawców, z radością oddawali swoje życie pełni ufności, że znów je odzyskają.
Mają oni niezłomną wiarę, że ciała są zniszczalne, a tworząca je materia przemijająca, lecz dusze nieśmiertelne trwają wiecznie. Bujając swobodnie, jako że pochodzą z delikatnego eteru, zostały związane z ciałem i jakby zamknięte w więzieniu, przyciągnięte jakimś naturalnym czarem, lecz kiedy uwolnią się z więzów cielesnych, jakby wyzwolone z długiej niewoli, radują się i ulatują w górę. Podzielając pogląd synów Hellenów, utrzymują, że na dobre dusze czeka mieszkanie za oceanem i miejsce, które nie trapią ulewy, śnieżyce lub skwar, lecz orzeźwia je zawsze łagodny zefir, wiejący od oceanu. Złym duszom przeznaczają ciemną i nawiedzaną burzami otchłań, gdzie są tylko nie kończące się kary. Wydaje mi się, że mają podobne wyobrażenia jak Grecy, którzy swoich dzielnych mężów, zwanych herosami i półbogami, umieszczają na wyspach szczęśliwych, a dusze złych ludzi w Hadesie, w miejscu przestępców, gdzie, jak opowiadają mity, niektórzy, jak Syzyf, Tantal, Iksion i Tityos, odbierają kary. Więc najpierw głoszą, że dusze trwają wiecznie, a przez to chcą następnie skłonić ludzi do cnoty i od występku odstraszyć. Dobrzy bowiem stają się w życiu lepszymi, mając nadzieję, że także po śmierci otrzymają nagrodę, zaś żądze złych hamuje obawa, ponieważ mogą spodziewać się, że jeśliby cokolwiek zdołali ukryć za życia, nie unikną kary wiecznej po śmierci. Taką głoszą esseńczycy naukę o duszy, zastawiając ją jako nieodpartą przynętę dla tych, którzy zakosztowali ich mądrości.