Esej autorstwa i dzięki uprzejmości prof. Steve’a Masona.
Wyobrażanie sobie pozostałości, i tego, co one oznaczają.
Przekonaliśmy się, że pozostałości ze starożytnego świata nie mogą mówić same za sobie, wymagają więc interpretacji. Spójrzmy na przykład monet, inskrypcji, miejsc i tekstów. Jest wiele innych rodzajów pozostałości, ale te wystarczą nam, aby zobrazować potrzebę interpretowania ich.
Monety. Dwa przykłady.
1. Długie panowanie króla Heroda (od [w praktyce] 40 r. p.n.e. do 4 r. n.e., jak zakłada większość ekspertów] wydało wiele małych monet, większość z nich pozbawiona dat. Jednak kilka ma jasną datę, np. „rok 3” (symbol roku oraz grecką literę gamma) wraz z frazą „króla Heroda” i różnymi symbolami: liśćmi palmowymi, misą lub nakryciem głowy, stołem lub łożem z jednej strony, trójnogiem z ceremonialnym dzbanem i monogramem tau-rho na drugiej. To wszystko widzimy. Ale zinterpretowanie tego wymaga od nas wyobrażenia sobie różnych możliwości. I tu właśnie zaczyna się zabawa.
Najwyraźniej „rok trzeci” był bardzo ważny dla Heroda. Ale kiedy to było? Od kiedy należy liczyć? Najczęstszą odpowiedzią będzie: rok 37 p.n.e., kiedy wreszcie przejął on kontrolę nad Jerozolimą z pomocą Rzymian, trzy lata (licząc na sposób współczesny) po zdobyciu korony w roku 40 p.n.e. Ale starożytni często liczyli „ekskluzywnie”, tj. wyłączając skrajne daty. Jeśli został królem w roku 40, to był już rok „pierwszy” jego panowania, więc rokiem trzecim byłby rok 38. Tak jak zmartwychwstanie Jezusa „trzeciego dnia” wydarzyło się rano w niedzielę, po piątkowym ukrzyżowaniu. Nawet uznając rok 37 uczeni różnią się, czy chodziło tu o jesień, po zwycięstwie, i wtedy monety powstałyby w Jerozolimie, czy wcześniej tego roku, kiedy toczyła się bitwa, ale Rzymianie przybyli i Herod poślubił w Samarii Mariamme, i tam wybił te monety.
Wielu uczonych współcześnie wątpi w oba te scenariusze, słusznie żądając od nas wyobrażenia sobie innych. Na przykład, mógł to być trzeci rok po tym, gdy nowy samowładca Oktawian (potem August) potwierdził pozycję Heroda jako króla (w 30 roku p.n.e.), a wówczas naszym rokiem byłby 28-27, kiedy Herod rządził w imieniu imperium, budując świątynię Augustowi i Rzymowi w nowym mieście w Sebaste. Albo mógł to być trzeci rok odkąd August otrzymał tribunitia potestas, urząd trybuna ludowego (23 r.) albo gdy otrzymał ją jego pomocnik i planowany następca Marek Agryppa (18 r.). To ostatnie może być kluczem do ukrytego znaczenia symbolu tau-rho. To dawałoby nam trzeci rok w roku 20 albo 15 p.n.e., kiedy August lub Agryppa odwiedzili Judeę. Albo może symbol tau-rho odnosi się do tego, jak August przekazał Herodowi nowe ważne terytorium jako „tetrarchowi” (mowa o Trachonitis, w 23 r. p.n.e.)., co również sprawia, że trzeci rok odnosi się do wizyty Augusta w 20 r. p.n.e. Jedno bardzo uczone i szczegółowe studium proponuje gruntowną rewizję wszystkich dat związanych z Herodem, umieszczając jego śmierć w roku 1 n.e. (zamiast powszechnie uznanego 4 roku p.n.e.). Ono interpretuje te monety jako wybite przez rzymskiego legata w Syrii, Warusa, odwiedzającego Judeę po śmierci Heroda, aby ugruntować tam rzymskie panowanie, trzy lata po ogłoszeniu Augusta „ojcem państwa” – co byłoby kolejnym możliwym znaczeniem tau-rho.
Wszystkie te propozycje pochodzą, oczywiście, z interpretacji innych symboli. Okrągły przedmiot może być żołnierskim hełmem, rzymskim nakryciem głowy augura, przykryciem stojaka poniżej, ołtarzem kadzidlanym, pojedynczą czapką Dioskura (noszoną przez bliźniaczych bogów Kastora i Polluksa). Ostatnia opcja łączy czapkę z symbolem tuż nad nią, która wygląda jak ten z monet z czapką Dioskurów, ale również jak stylizowane lilie z sześcioma płatkami na ossuariach z tego okresu. Albo może to być przedstawienie herbu z hełmem, który pojawia się w innym miejscu na innych monetach Heroda, które wyraźniej pokazują żołnierskie hełmy. Symbol tau-rho może być też monogramem mincerza albo początkiem słowa „trzy” (trias) albo zastępować słowo „tetrarcha” albo „Trachonitis” albo „tribunitia potestas”.
Ja zakładam dla tych monet wczesny rok 37 p.n.e., odzwierciedlający pewność Heroda w przejęcie swojego królestwa w Jerozolimie dzięki potędze militarnej (później uczynił on królewski diadem swoim głównym symbolem). Wtedy też zawarł on małżeństwo z Hasmonejką Mariamme, wraz z obietnicą pokoju i ładu w świątyni (co odzwierciedla trójnóg i rytualny dzban). Jednak jest to dalekie od pewności. Możemy tylko starać się wyobrażać sobie wszystkie możliwości i pytać, jak skutecznie wyjaśniają one nasze dowody. Jedynym „faktem” tutaj jest artefakt, który mamy w ręku.
Naturalnie, nie możemy użyć tych monet, aby rekonstruować zamiary Heroda albo jego cele jako władcy, ani jego relacji z Rzymem. Chyba, że mamy pewność co do kwestii: dlaczego, kiedy i gdzie zostały one wybite – czyli co one oznaczają.
2. Jedne z najpiękniejszych monet ze starożytnej Judei są wykonane z wysokiej jakości (98%+) srebra, pięknie wygrawerowane. Po prostu patrząc na nie dostrzegamy pewne rzeczy: inskrypcje w piśmie paleo-hebrajskim („szekel Izraela, Szin Bet [„rok drugi” zważywszy na paralele] oraz Święte Jeruzalem”), wraz z symbolami. Ale symbolami czego? Możemy zgadywać, i uczeni to robią. Po lewej: może kielich z winem (ale czemu perełkowany brzeg, który uniemożliwiałby picie?) albo misa do obmywania, dzban mierzący dziesięcinę dla kapłanów, naczynie symboliczne (może oznaczające obfitość?) z przykrywką na górze? Po drugiej stronie, może młode owoce granatu, albo lilie, albo rozkwitająca laska arcykapłana Aarona? Ale – co to wszystko znaczy?
Aż do wczesnego XX wieku wielu poważnych uczonych datowało te monety na okres rozpoczynający się w 139 r. p.n.e., kiedy to (według 1 Machabejskiej 15,6) seleukidzki król zezwolił hasmonejskiemu władcy Szymonowi na wybijanie monet dla nowego, quasi-niezależnego państwa judejskiego ze stolicą w Jerozolimie. Te dumne symbole (cokolwiek znaczyły), legendy i materiał dowodowy wydawał się pasować do tego kontekstu. Ale z czasem opinia większości porzuciła to stanowisko. 1 Machabejska 15 opisuje rozłam między Seleukidami a Szymonem, krótko po tym, jak zostało wydane to pozwolenie na wybijanie monet. To sugeruje, że zostało ono odwołane, podczas gdy monety te liczą lata od „roku pierwszego” do „piątego”. Po bliższym przyjrzeniu się styl pisma nie odpowiada temu z czasów hasmonejskich. W końcu po tym, jak egzemplarze tych monet zostały znalezione w stosie wraz z innymi, z 60 roku n.e., uczeni doszli do wniosku, że jest bardziej prawdopodobne, że zostały one wybite w Jerozolimie w roku 66 n.e. i następnych, podczas wojny z Rzymem. Wielu powstrzymywało się przed tym stanowiskiem, ponieważ rachuba lat zdaje się nie działać: gdyby były datowane od jesieni 66 r. (kiedy wojna już wybuchła), wtedy „rok czwarty” tych monet miałby miejsce na jesieni roku 70, i nie byłoby miejsca na „rok piąty”. Ostatecznym rozwiązaniem było datowanie „roku pierwszego” na wiosnę 66 r., przez co „rok piąty” ciągnął się aż do oblężenia roku 70, co tłumaczyłoby obecność kilku egzemplarzy z tego roku.
Do czego zmierzam: te monety same siebie nie tłumaczą. Musimy za pomocą wyobraźni zrekonstruować ich konteksty. To zaś odbija się na naszej interpretacji. Kiedy te monety były przypisywane Hasmonejczykom, te symbole były odczytywane w sposób pokojowy. Kiedy zostały zaś uznane za „monety rebelianckie”, te same symbole zaczęły oznaczać opór wobec Rzymu. Nic w tym materiale nie mówi nam, że te monety zostały wybite podczas rebelii. Brak w nich mieczy, tarcz, trofeów albo haseł bojowych. Biorąc pod uwagę zamęt w Jerozolimie podczas tego okresu, opisywany w tragicznych słowach przez Józefa Flawiusza i potwierdzony przez wzmianki u Tacyta i Kasjusza Diona – wkroczenie Jana z Gischali i Judejczyków (koniec 67 r. n.e.), poparcie Jana dla młodych kapłanów przeciwko starszym kapłanom, wkroczenie Idumejczyków (wczesny rok 68) i zamordowanie przez nich judejskich kapłanów-arystokratów, prowadzące do powstania zelotów, wkroczenie Szymona bar Giory (wczesny rok 69) i oblężenie Tytusa (od wiosny 70 r.) – ktoś mógłby stwierdzić, że te cenne monety, które pozostały zadziwiająco niezmienne w swoim wyglądzie podczas tego chaosu, miały nie tyle zachęcać do buntu, ale wręcz przeciwnie: uspokajać i utwierdzać swoich odbiorców. Możemy sobie tylko wyobrażać możliwości i sprawdzać ich moc wyjaśniającą.
Inskrypcje. Znów dwa przykłady.
1. Wspomniałem wyżej, że upadek Masady był przez długi czas datowany na wiosnę 73 r. Józef Flawiusz stwierdza jedynie, że stało się to na wiosnę (współgra to z datą Paschy, pozostawiając wyczulonemu czytelnikowi wszystkie tragiczne asocjacje). Uczeni godzili się na rok 73, ponieważ Józefowa opowieść o Masadzie współgra z innymi epizodami, które wydają się dziać w roku 72, a przed kilkoma dziejącymi się w roku 75. Z tą kwestią wiąże się pytanie, kiedy Lupus i Paulinus, wymienieni przez Józefa jako prefekci Egiptu w czasie zamieszek odbywających się po historii Masady (Wojna Żydowska 7,420,433-34), faktycznie sprawowali swoje urzędy. Pewna inskrypcja umieszcza Ti. Iuliusa Lupusa w Egipcie na wiosnę 73 r. Nie mamy pewnych dat dla Paulinusa, ale jego domniemany następca był w Egipcie późnym rokiem 78. Wszystko zatem zdaje się pasować do tradycyjnej daty upadku Masady we wczesnym roku 73, zanim Józef zaczął opisywać wydarzenia związane z Lupusem i jego następcą w Egipcie (73-75). Najpóźniejsze wydarzenie, o którym mówi Józef, które możemy datować, to dedykowanie przez Wespazjana świątyni Pokoju (Pax), chociaż wspominał on to wydarzenie wcześniej w swojej narracji, łącząc je tematycznie z triumfem roku 71, aby wyjaśnić, gdzie zniesiono łupy ze świątyni jerozolimskiej (7,158, zob. Kasiusz Dion, 66,15).
To wszystko wydawało się być pewne, aż Werner Eck, wcześnie w swojej świetlanej karierze jako epigrafik, ponownie odczytał dwie inskrypcje znalezione we Włoszech w latach 50-tych, w ojczystym mieście (Urbisaglii) generała, który zdobył Masadę, Flawiusza Silvy. Obie inskrypcje uświęcają karierę tej lokalnej gwiazdy, wymieniając jego liczne godności. Rozpoczynają od szczytu: jego konsulatu w Rzymie (81 r. n.e.) i potem podają je w odwrotnej chronologicznie kolejności. Co dziwne, nie wspominają Masady, co oznacza, że nie było to znaczące militarne zwycięstwo. Wspominają jego zarząd Judei, do którego wyznaczył go Wespazjan po tym, jak uczył go pretorem i patrycjuszem – najwyraźniej wtedy, gdy Wespazjan i Tytus dzierżyli urząd cenzora (kontrolując listy do senatu). Eck celnie spostrzegł, że obaj odnowili ten stary republikański urząd mniej więcej w kwietniu 73 r. Zatem, jeśli Silva otrzymał swój przydział do Judei, kiedy oni byli cenzorami, nie mógł być wówczas legatem w Judei w kwietniu 73 r. Musiał tam wyruszyć później w owym roku. Co przesuwa datę upadku Masady na wiosnę roku 74!
To datowanie również odpowiada narracji Józefa Flawiusza i znanym datom gubernatorów Egiptu. Po prostu nie wyobrażaliśmy sobie tej możliwości, dopóki Eck nie odczytał inskrypcji i tego na nas nie wymusił. Znowu: nie chodzi o to, że wiemy, jakoby Masada upadła w roku 74. To nie jest fakt. Materiał dowodowy po prostu nie mówi za siebie, ale wymaga naszego intelektualnego wysiłku. A kluczową częścią naszego wysiłku jest gotowość do wyobrażenia sobie tego, co się wydarzyło. Nie możemy „polegać” na dowodach.
2. Mój drugi przykład ważnej inskrypcji, której znaczenie i wartość zależą od zdyscyplinowanej wyobraźni, jest innego rodzaju. Technicznie rzecz biorąc nie jest to w ogóle inskrypcja, ale jednak jest to pozostałość tekstu wyrytego w kamieniu. Wewnątrz sławnego Koloseum, a poprawniej: amfiteatru Flawiuszów, dedykowanego w 81 r., stare kamienie zalegały przez tysiąclecia. Historyk Geza Alföldy badał je uważnie, kiedy przyszło mu do głowy, że trzy rzędy widocznych w nich dziur kiedyś podtrzymywały tłoczone litery, które z kolei mogły być zrekonstruowane. Ta rekonstrukcja wymagała nie tylko odgadnięcia, jakie litery najlepiej pasują do tych dziur, ale również zbudowania wyrazów, które mogłyby uzupełnić fragmentaryczne zdanie. To praca, którą tylko ktoś obdarzony doświadczeniem Alföldy’ego z inskrypcjami, skrótami i układem terminów, mógłby ukończyć.
Alföldy był pewien, że mógł dostrzec pozostałości I (od „imperator”) na fragmencie z lewej, potem Caesar Vespasi… amphitheatru… manubis [łupy]. Te fragmenty wystarczyły, aby uzupełnić resztę typowej formuły i w możliwie najlepszy sposób wyjaśnić złożenie terminów, w postać: „Imperator Cezar Wespazjan August [rozkazał, aby nowy] amfiteatr [został zbudowany] z łupów wojennych”. Alföldy potem dowodził, że mieszanina dziur z góry po lewej wynika z faktu, że Wespazjan rozpoczął ten projekt, ale został on dedykowany już za Tytusa (79-81 n.e.), więc robotnicy wstawili T przed Caesar, aby umieścić tam jego imię. Alföldy później dowodził też, że to nadproże było jednym z kilku wiszących ponad wejściami, a które wszystkie mówiłyby to samo, a większa inskrypcja miała ogłaszać ten sam przekaz: Flawiusze mogli zbudować ten ogromny kamienny kompleks na 50 tysięcy miejsc siedzących, ponieważ pokonali groźną cudzoziemską potęgę, Judeę, a łupy sprawiedliwie zabrane tym wrogom były używane teraz w Rzymie z łaski bogów.
To była prawdziwa bomba dla historyków, ponieważ dała im dodatkowy dowód na znaczenie, jaki Flawiusze przypisywali swojej wojskowej aktywności w Judei. Mnóstwo innych dowodów wskazywało, że przekształcili operację w podporządkowanej już dawno, płacącej trybut rzymskiej prowincji, w wielkie zwycięstwo odniesione nad, jak twierdzili, wcześniej nieposkromionym obcym wrogiem. Dla nas ma znaczenie to, że nie jesteśmy zmuszeni, aby myśleć o tym przez jakieś kamienne nadproże, które leżało na swoim miejscu tak długo. Ta interpretacja pochodzi z naszego uporczywego badania oraz wyobraźni uzdolnionego historyka, którego w twierdzenia nadal powątpiewa kilku ekspertów, mimo że są dość szeroko przyjmowane. Dowody nie wyjaśniają się same.
Miejsca. Przykład Qumran.
Te same zasady dotyczą stanowisk archeologicznych. Wcześnie wspomniałem o Taricheae i Gamali (tj. „Wielbłąd”). Uczeni byli kiedyś przekonani, że ta druga miejscowość to Jamlah w Syrii, niedaleko zachodniej granicy. Potem myśleli, że to miejsce dziś identyfikowane jako Hippos, które mogło wyglądać jak pojedynczy wielbłądzi garb. Archeologowie, którzy pierwsi odkopali Hippos, myśleli, że pracują w Gamali. Dopiero od lat 1970-tych izraelscy archeologowie zidentyfikowali miejsce, które dziś nazywamy Gamalą, na Wzgórzach Golan na linii na wschód od północnego brzegu Jeziora Kinneret. Nawet jeśli wszyscy są dziś przekonani, że to jest ta Gamala, ona sama się nie zidentyfikowała. Również Taricheae, tak ważne miejsce u Józefa Flawiusza, pokazywane było na mapach aż do lat 1920-tych na południowym brzegu jeziora, ponieważ tam lokował je Pliniusz (Historia Naturalna 5,71). Bardziej współczesne mapy identyfikują je z Magdalą (Migdal), godzinę marszu na północ od Tiberiady. Ta zmiana wynikała z drobiazgowej dyskusji uczonych na temat wszystkich wydarzeń, jakie miały dziać się w Tarichae. Większość uważa teraz, że północna lokalizacja wyjaśnia nasze dowody lepiej niż południowa, a zatem Pliniusz się mylił. Tak czy inaczej, ważny uczony niedawno odświeżył kwestię Pliniusza. Tylko badanie, wyobrażanie sobie i testowanie naszych hipotez może wytworzyć tymczasową „wiedzę”, przybliżając nas bliżej prawdy. Historycy nie są otoczeni faktami, które mogliby poznać z wiarygodnych źródeł.
Sztandarowym przykładem spornej interpretacji jest znane na cały świat Qumran: kompleks mieszkalny, który w 14% składał się z basenów, zawierający też wieże obserwacyjne na margielowym tarasie przy północno-zachodnim brzegu Morza Martwego. Jedenaście jaskiń zawierających starożytne pozostałości jest często wiązanych z tym miejscem, sześć na małych klifach tuż poniżej oraz pięć wzdłuż pobliskiej skarpy, 3 kilometry dalej. Dwie jaskinie (jedna poniżej tego miejsca i jedna dość daleko) zawierały tysiące fragmentów zwojów po aramejsku, hebrajsku i grecku, wiele w glinianych naczyniach. Inne jaskinie miały dość niewiele zachowanych zwojów (niektóre wcale), ale kilka znalezisk innego rodzaju.
Pierwsi interpretatorzy najwcześniejszych zbadanych zwojów oraz pierwszy odkrywca tego miejsca, stawiali hipotezy, że była to kwatera główna „esseńczyków” wspominanych przez Filona, Pliniusza i Józefa Flawiusza. Uznano ich za przypominających mnichów, żydowskich celibatariuszy (wyłącznie mężczyzn), współdzielących posiłki i spędzających czas w pomieszczeniu nazywanym scriptorium, kopiujących biblijne i post-biblijne teksty oraz zasady własnej gminy. Ta „hipoteza esseńczyków z Qumran” szybko zdominowała naukę począwszy od lat 1950. I chociaż jest współcześnie podważana, nadal pozostaje dominującym poglądem uczonych.
Wątpliwości narosły, zwłaszcza od lat 1980, ponieważ wnikliwe badanie dowodów wskazało, że ta hipoteza niezbyt dobrze się broni. Na przykład, Filon i Józef opisywali esseńczyków jako żyjących w całej Judei, bez żadnego centrum, zaangażowanych w pracę na roli i zawody przynoszące zyski, którymi się następnie dzielili. Pliniusz nie zaprzecza temu obrazowi, kiedy mgliście wskazuje na jakąś lokalizację esseńczyków, ponieważ jego sformułowanie generalnie oznacza „na zachód od Morza Martwego” (zatem na północ od En Gedi), w przeciwieństwie do nomadów umieszczanych na wschód od tego wielkiego jeziora. Na to, że Qumran nie odpowiada temu opisowi, wskazuje fakt, że, chociaż to miejsce było znane odkrywcom od XIX wieku, nikt nie uznał, że Pliniusz właśnie tam umieścił esseńczyków. Wiele innych szczegółów opisu Józefa i Filona, tak jak podziw dla esseńczyków, jaki te osoby dzieliły, nie pasuje do treści zawartych w zwojach sekty. W końcu też wielu uczonych uważa dziś, że różnorodne treści zwojów, ich nieobecność w większości jaskiń (nawet tych tuch poniżej) najłatwiej jest wytłumaczyć tym, że nie były one produktami pochodzącymi z samego Qumran, ale zostały przeniesione do jaskiń z innego miejsca, możliwe że z Jerozolimy, w momencie jakiegoś kryzysu. Wielu uczonych badających to miejsce sugeruje, że pierwotna identyfikacja Qumran jako ośrodka piśmiennictwa – bazująca na obecności kilku kałamarzy i długich wąskich „stołów”, które mogły mieć zupełnie inne przeznaczenie – jest wątpliwa.
Dlatego też eksperci zaproponowali inne interpretacje Qumran: że była to mała forteczka (ze względu na wieże obserwacyjne) zupełnie niezwiązana z jaskiniami; albo dworek z drobną produkcją rzemieślniczą, wytwarzający towary typowe dla Morza Martwego lub żyznego obszaru nieopodal; albo nawet warsztat garncarski, zważywszy na ogromną ilość produktów garncarskich i gliny znalezionych nieopodal, tak jak i wielu basenów i dobrze zaprojektowanego systemu wykorzystania zimowych deszczów. Żaden z tych scenariuszy nie jest faktem, prawdą możliwą do dostrzeżenia. Uczeni muszą użyć swojej twórczej wyobraźni i każdej analogii, na którą mogliby wpaść, aby stworzyć hipotezę i ją sprawdzić. Próbą dobrej hipotezy jest jej umiejętność wyjaśnienia tych pozostałości, które widzimy.
Tekst: przykład Józefa Flawiusza.
Wielu badaczy myśląc „interpretacja”, myśli jedynie o tekstach, chociaż wymagają jej wszystkie pozostałości. Jednak większość ludzi zdaje sobie sprawę, że tekst wymaga interpretacji. Wielu wciąż nie docenia, jak powszechna jest to prawda. Użyję przykładu Józefa Flawiusza: Wojny Żydowskiej, Starożytności oraz Przeciw Apionowi, aby to zilustrować, skoro te narracje podbudowują większość historii Judei okresu rzymskiego.
Możemy być całkiem pewni tego, że Józef spisał swoje dzieła między 75 a 100 rokiem n.e. – mniej więcej w tym samym czasie, co autorzy ewangelii – częściowo dzięki jego odniesieniom do współczesnych władców i wydarzeń, a częściowo na podstawie wykorzystania jego dzieła przez innych. Ale nie mamy greckich tekstów, które napisał. Brak oryginałów („autografów”, spisanych przez samego autora) to normalka dla starożytnych tekstów, włączając w to literaturę klasyczną, Biblię i Nowy Testament.
Najwcześniejsze greckie manuskrypty, które dziś mamy, pochodzą z czasów około 900 lat po tym, jak on je napisał: między 1000 a 1500 rokiem, po czym prasy drukarskie zaczęły produkować dokładne kopie. Przed drukiem teksty były przepisywane ręcznie. Jeśli moglibyśmy spojrzeć na manuskrypt Józefa, zobaczylibyśmy wiele uszkodzonych strony, gdzie pismo jest nieczytelne, podobnie jak marginalne czy międzywierszowe notatki, skreślenia i poprawki. To wszystko typowe dla piśmiennictwa odręcznego.
Nawet gdybyśmy zdecydowali, że może dziesięć z dwunastu znanych manuskryptów Józefa jest najwcześniejszych i „najlepszych” (lub najbardziej przystępnych), historycy nie mogą spędzać całego życia odwiedzając muzea i biblioteki Europy, aby je czytać. Nawet gdybyśmy mogli, moglibyśmy czytać te cenne materiały jedynie kilka stron na raz, w rękawicach i bez naszego sprzętu, pod czujnym okiem kustosza. Zanim wszystkie manuskrypty zostaną zdigitalizowane, potrzebujemy przedsiębiorczych dusz, które zabezpieczą kopie tego, co jest uznane za „główne” manuskrypty, zbiorą je (tj. porównają je i zauważą różnice), a potem stworzą „wydanie krytyczne” Józefa po grecku, które przekaże nam hipotetyczny tekst wraz z listą wariantów odczytania manuskryptu.
Dla Józefa, najważniejszy projekt tego typu do dzisiaj został wykonany przez wielkiego klasycystę Benedykta Niese oraz jego studentów w drugiej połowie XIX wieku. Wydali oni krytyczne wydanie Józefa, z którego do dziś korzystamy. Chociaż inni wydawcy zmodyfikowali „tekst Niese” na pewne sposoby (np. wydanie w Loeb Classical Library), nie stworzyli innego porównania manuskryptów. Korzystają z Niese i dokonują trudnych wyborów między wariantami, które on zebrał. Jego praca jest przez to nieocenioną zasługą dla historii. Oto dwie strony z tekstu Niese, rozdziału czwartego Wojny Żydowskiej, wraz z proponowanym tekstem i wariantami poniżej:
Zanim w ogóle zaczniemy interpretowanie Józefa, widzimy, że samo zdobycie jego greckiego tekstu, aby go interpretować, to przeogromne wyzwanie – nigdy dotąd nie powtórzone od czasów Niese’a, i raczej nie do powtórzenia, dopóki digitalizacja manuskryptów nie uczyni ich dostępnymi. Wydanie tego tekstu już wymaga ogromnej ilości sądów, wyobraźni i stawiania hipotez. W dodatku, w niektórych ustępach manuskrypty są zgodne, ale nie mają sensu. W innych – zwłaszcza w wypadku imion – manuskrypty niezwykle się różnią, ponieważ skrybowie mylili się co do imion i często zgadywali „lepsze” ich wersje. Obie te okoliczności upoważniają nas, na podstawie informacji, jakie mamy z archeologii i innych tekstów, których skrybowie nie mieli, abyśmy sami zgadywali na własną rękę (co nazywa się „koniekturami”), co Józef tak naprawdę napisał i co uległo zepsuciu, gdy skrybowie to przepisywali. To wszystko wymaga jeszcze więcej wyobraźni i sprawdzania.
Kiedy już dostaniemy wiarygodny grecki tekst, na którym możemy pracować, choćby zależny od tysiąca ludzkich osądów, to dopiero początek! Teraz zaczyna się „interpretowanie Józefa”. Podstawowym elementem tego procesu jest przekład z jego greki na współczesny język. Równolegle uczeni pracujący w tym języku próbują naświetlić często niejasne znaczenie słów Józefa w komentarzach. Te mają za zadanie pomóc wszystkim użytkownikom tekstu Józefa, podobnie jak zestawy monet, inskrypcji i znalezisk archeologicznych dostarczają wstępnych interpretacji tego materiału. Ja pracuję z międzynarodowym zespołem nad angielskim komentarzem do Józefa, w wydawnictwie Brill w Lejdzie.
Zarówno w tłumaczeniu, jak i w komentarzu, na każdym kroku musimy wyobrażać sobie i ważyć prawdopodobieństwa. Nie ma ucieczki od potrzeby wyobrażania sobie. W tłumaczeniu to oznacza, na przykład: decyzję, którego odczytania manuskryptu użyć; znalezienie najlepszego słowa, zwracając uwagę na jego zrozumienie przez czytelników a jednocześnie starając się odzwierciedlać greckie słowa ich ekwiwalentami w sposób spójny; odzwierciedlać właściwy styl literacki lub ton (np. czy jest to rzadkie, wyrafinowane słowo, czy raczej proste i codzienne?); uchwycenie możliwych skojarzeń z grecką literaturą bliskich czytelnikom Józefa. Kiedy w grę wchodzą greckie terminy opisujące terminy łacińskie (sicarii, albo techniczny aspekt języka polityki czy militariów: prowincja, prokurator, legat, imperium), czy powinniśmy tłumaczyć je w inny sposób, czy stale używać łacińskich terminów w transliteracji? Wraz z wyborem słów, musimy myśleć o strukturze zdań, jeśli chcemy przekazać, co Józef chciał podkreślić po grecku, jednocześnie dbając, aby nasze tłumaczenie dało się przeczytać.
Kiedy zwracamy się do komentarzy, ilość możliwych tematów do omówienia staje się potencjalnie nieskończona. Dlatego komentarze Brilla zazwyczaj mają kilka wierszy tłumaczenia na górze, z dwiema kolumnami komentarza małym drukiem zajmującymi większość strony. Pierwszy z brzegu przykład, nazwy miejsc, wymagają ich identyfikowania, podczas gdy wiele z nich pozostaje niepewnych, oraz wyjaśnienia geograficznych ruchów, o których pisze Józef (nawet jeśli jego czytelnicy nie mogli tutaj za nim nadążyć) – co wymaga skrótowego podsumowania prac archeologicznych na proponowanych stanowiskach i powiązania wspomnienia o tym miejscu z innymi fragmentami Józefa, gdzie to miejsce się pojawia. Czy ta lokalizacja powraca jeszcze w biegu narracji? Podobnie jest z imionami ludzi. Czy można powiązać jakieś dane imię z innymi? Czy Józef oczekuje, że czytelnicy zapamiętają wszystkie rzeczy, jakie on powiedział o tej osobie? To, co powiedział o niej w zupełnie innym miejscu? Czy wygląda, jakby mówił o tej samej osobie, ale nazywał ją w dwóch miejscach inaczej? Czy ta osoba pojawia się gdzieś poza dziełami Józefa, i czy czytelnicy znają ją skądinąd? Czy używa imion dla ich retorycznego znaczenia, czy w celach humorystycznych, możliwe że wymyślając dane osoby od zera?
Potem musimy zwrócić uwagę na strukturę narracji, jej główne motywy, ulubione formuły, dziwactwa językowe, które pojawiają się tylko w jednym ustępie (u Józefa, albo w całej znanej greckiej literaturze), zabiegi retoryczne, aluzje do Homera, tragedii, klasycznej filozofii albo wcześniejszej historiografii, możliwe wpływy Biblii albo paralele z innymi judejskimi tekstami, takimi jak Filon czy zwoje znad Morza Martwego. A kiedy znajdziemy serię niezwykłych słów, to trzeba będzie je wyjaśnić. Czy są one tam dlatego, że Józef wykorzystuje źródło, ale go nie zmienia, czy może dostosowuje język, aby lepiej dopasować go do postaci w opowieści? Kiedy Józef rozwija geograficzne, botaniczne czy filozoficzne dygresje, albo gdy wkłada postaciom w usta długie przemowy, jakie stoją za tym intencje? Aby zapewnić chwilę oddechu od postępującej narracji, i/lub powiedzieć coś o swoim wykształceniu i wyrafinowaniu, i/lub dodać złożoności i polotu swojej głównej opowieści? W końcu, komentator musi myśleć, gdzie Józef mówi na poważnie, a gdzie jest sarkastyczny, ironiczny, czy stosuje pochlebstwa wobec swoich czytelników, albo wobec siebie, albo jeszcze kogoś innego.
Te wszystkie rzeczy oznaczają, że każdy, kto bierze w ręce tłumaczenie tekstu Józefa (po angielsku będzie to zapewne archaiczne tłumaczenie Whistona z 1737 r., bazujące na gorszym tekście greckim, albo wydanie z Loeb Classical Library z lat 1920-tych, również w archaicznym angielskim), i myśli, że jego znaczenie jest oczywiste, prawdopodobnie się pomyli. Interpretacja wymaga pracy, wyobraźni i sprawdzania. Pewnie, kiedy Józef oznajmia, że Wespazjan wysłał swoje legiony do Cezarei i Scytopolis latem 67 r., to nie będzie trudne do zrozumienia. Ale znaczenie działań Wespazjana w opowieści nabiera kształtów tylko w relacji do tego, co stało się wcześniej (Czy tak wcześnie uważał kampanię w Galilei za skończoną? Co to oznaczało dla buntu przeciwko Rzymowi?), jak i później (Czy późniejsze obleganie terytorium Agryppy II nie było częścią jego pierwotnego planu?). Na każdym kroku musimy starać się odkryć, co mówi do nas Józef Flawiusz.
To wystarczy, aby naświetlić najbardziej podstawowe zadanie historyka: zrozumienie tego, co przetrwało z przeszłości. W następnej części eseju zwrócimy się do kolejnego zadania: rekonstrukcji tego, co zostało już zupełnie utracone.